poniedziałek, 8 lipca 2013

Children of midnight


Jeden dzień w Disneylandzie i wszyscy czujemy się znów małymi dziećmi. Cała sobota spędzona w parku rozrywki koło Los Angeles to coś na co wszyscy czekali cały tydzień, gdy przyszło co do czego okazało się, że mieliśmy czas od 12 do 22. Początkowo wydawało się nam, że to strasznie dużo czasu i że nie będzie co robić. Jednak mijały kolejne godziny, a my nadal biegaliśmy po parku od jednej kolejki do drugiej. Pod koniec byliśmy jednak na tyle wyczerpani, że postanowiliśmy usiąść sobie w jednej z knajpek i przekąsić prawdziwe disney'owskie jedzenie (kosztujące fortunę). :)


Najedzeni zdecydowaliśmy, że na zakończenie udamy się na jeszcze jedną kolejkę - Splash Mountain, co nie było najmądrzejszym pomysłem. Na dworze było już dość chłodno, a my wysiedliśmy z wagonika, CALI mokrzy (dosłownie cali) ! My siedziałyśmy na samym początku, więc zmoczyło nas najbardziej. Aby uniknąć rozchorowania się zdjęłyśmy z siebie przemoczone ubrania  i udałyśmy się na zbiórkę. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz